— Jak? — zapytał Merło.
Petrek miał, jak się okazało, plan już cały w głowie.
Królowej panny chodziły się kąpać do Buga, towarzyszyła im pani Dudyczowa. Miejsce w którem pod wierzbami i łozą szukały chłodku i wypoczywały, było od miasta i obozów oddalone. Uparty Petrek chciał urządzić tu zasadzkę, porwać żonę i uwieźć ją do domu. Przyznał się do tego Merle, który śmiał się a potakiwał.
— Jak sądzicie — spytał Dudycz — każe mnie stara królowa ścigać, będzie prześladować?
— Nie myślę — rzekł Merło — ma ona tu dosyć do czynienia, a Dżemma jej teraz nie tak potrzebna, aby miała zbytnio się o nią troszczyć. Jeżeli wy to potraficie, aby na razie wam jej nie odebrano, nikt pewnie za nią gonić nie będzie, chyba Testa, a ten siły nie ma i ludzi nie zbierze.
W kilka dni potem wieczorem wieść się rozeszła, iż z fraucymeru królowej starej piękną Włoszkę porwano i wpadła jak w wodę, poszedłszy do kąpieli. Ochmistrzyni i panny, które z nią były, szczególnie Bianka, opowiadały, że widziały gdy ją ludzie jacyś zbrojni pochwycili, usta jej zawiązali i do wozu zanieśli, który natychmiast w czwał puścił się ku gościńcowi.
A że i Dudycz zniknął, a Merło do zachochowywania[1] tajemnicy nie był obowiązany, wie-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – zachowywania.