ze swym obozem, który w Litwie miał mało sprzymierzeńców, poniosła wielką klęskę.
Było to jakby zapowiedzią strat większych jeszcze.
Nadewszystko bolało ją to, że syn w ciągu pobytu w Brześciu nietylko się nie starał odzyskać łask, poddać na nowo, przejednać, ale widocznie unikał wszelkich zręczności widywania sam na sam i z wielkiem poszanowaniem, ale z większym jeszcze chłodem się z nią obchodził
Płakała temi łzami gorzkiemi gniewu, które boleści ulgi nie przynoszą, ale zatruwają jeszcze. Wszyscy co się do niej zbliżali, znajdowali ją dzikszą, przykrzejszą, niedostępniejszą niż kiedykolwiek. Pozostawał jej oręż jeden tylko, niezmierne skarby nagromadzone w Krakowie i Chęcinach, które i teraz jeszcze powiększać umiała. Król stary, choć osłabły, żyć jeszcze obiecywał, a dopóki on był na tronie, czuła się panią. Na syna już nie rachowała wcale, lecz nie myślała mu ustąpić.
Dzień zgonu Zygmunta miał być rozpoczęciem walki.
Jakim sposobem zjazd zwołany do Brześcia, ściągnąwszy tu królów obu, zatrzymał ich w tej nadgranicznej mieścinie, na niewygodnem obozowisku aż do października?...