Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

pierśnikach, z tarczami barwnemi u siodeł, z Tatarami, których barki przyozdobiały kołczany złotem szyte, barwy służby jaskrawe, przepyszne konie, na gościńcu ciągnęły się milę drogi. Z kolei to jedna to druga garstka zbliżała się do kolebki i straż około niej obejmowała.
August też nie mógł razem z żoną odbywać podróży w kolebce, ale siadł na koń w towarzystwie Radziwiłłów i Chodkiewicza towarzysząc jej u stopni.
Elżbieta z Hölzelinowną zajmowała powóz na poły otwarty, tak, że swobodnie wzrokiem mogła ścigać ukochanego małżonka. Naostatek po tak długiem utęsknieniu byli razem, byli sami i nic i nikt nie mógł im przeszkodzić miłować się a być z sobą, wiecznie, wiecznie...
Z bijącem sercem myślała o tem tylko królowa i zdawało się jej, że w oczach męża czytała myśl tę samą, obietnicę stałej miłości.
A! straszne, długie przebyli próby miesiące, przeboleli przystęp do tego raju, który ich czekał.
Gdy teraz na myśl jej przychodził surowy, naigrawający się wzrok Bony, drżała jeszcze. Zdawał się ją ścigać, zdawała się te oczy nachmurzoną okryte powieką widzieć przed sobą.
Naówczas zwracała wejrzenie na Augusta, który jechał wesół, uśmiechnięty a tak piękny...
Trącała Kätchen i szeptała jej na ucho.
— Patrz! patrz! nie widaćże w nim króla