Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kätchen moja — szepnęła cicho — gdzie my jesteśmy? Co się stało ze mną? Śniłam? nieprawdaż? śniłam. A! to było rozkoszne marzenie.
On przyszedł do mnie, czułam go przy sobie, pochylił się ku mnie, wtem mroki nocy osłoniły mi wszystko... ciemność pożarła szczęście moje... zasnęłam kołysana jakby na morzu czarnem, cała w całunach. I spałam.
— Uspokójże się królowo moja — odparła Hölzelinowna. — Byłaś bardzo, bardzo znużoną podróżą. Cóż dziwnego! Sen przyszedł nagle.
— A on? — spytała niespokojnie królowa.
— On kazał, aby cicho było i żeby cię nie budzono — rzekła piastunka.
— Widział mnie?
— Śpiącą, zdaleka. Ja pilnowałam u drzwi.
— A! — odezwała się Elżbieta ręce łamiąc — ten sen nieszczęsny! zawsze ten sen, co jak kamień spada na mnie.
Łzy poczęły płynąć z jej oczów.
Szmer rozmowy posłyszeć musiał król z komnaty sąsiedniej, wszedł na palcach.
Uczuła go i trwożliwie osłoniła się okryciem. August zbliżał się powoli z widoczną na twarzy obawą, układając ją do uśmiechu.
Królowa się zarumieniła, spojrzała na Kätchen, która umyślnie nie ustępowała. Nie zwa-