Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

żając na nią August, podszedł zwolna aż do łóżka i rzekł łagodnie.
— Potrzebujecie spoczynku, kazałem się tu zatrzymać. Używajcie, proszę, wczasu, bo podróż jeszcze długą i nużącą mamy przed sobą.
To mówiąc schylił się ku niej i zawahawszy nieco, w czoło ją pocałował.
Elżbieta podniosła się zarumieniona i szczęśliwa.
— Królu mój — zawołała — a! jak mi wstyd, jakim ja śpiochem jestem niegodziwym. Powinieneś mnie ukarać.
Ta wesołość, która trochę zdumiała Augusta, zdawała się go uspokajać. Usiadł na stojącem przy łożu krześle.
— Sądzę — odezwał się — iż najlepiej będzie, gdy cały dzień tu przestojemy, a wy, królowo moja, pozostaniecie w łóżku i wypoczniecie lepiej. Nikt wam nie zakłóci spokoju, a ja się nie oddalę.
Elżbieta schwyciła milcząc rękę króla i chciwie całować ją zaczęła, ale poczuł na niej łzy ciepłe i drgnął biedny król.
Zwrócił się do piastunki.
— Proszę was, czuwajcie nad królową — rzekł — a gdy dla was przyjdzie obiadu czas, każcie tu nakryć i mnie przywołać. Nie chcę, aby się królowa ubierała do ludzi, a do mnie nie potrzebuje.