Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

Naówczas gdy się niespokojnie pytano Hölzelinownej o zdrowie pani, przeczyła żeby była chorą, mówiła że spoczywa znużona trochę.
I po niejakim czasie, ukazywała się znowu na drożynie wiodącej do kościoła z tym samym uśmiechem dziewiczym i pogodą na twarzyczce bladej.
Do Krakowa kto przybywał z Litwy, a pytał go stary król jak się tam syn rządzi, wszyscy mu odpowiadali wynosząc go pod niebiosa, a Bona usta zakąsywała ironicznie. A stary nasłuchawszy się pochwał, mruczał jak zwykle:
— Zostawcież też co do naganienia.
Gdy o młodej królowej mówiono, odwracała się Bona słuchać nie chcąc, zburzona, a choć z Wilna o zdrowiu jej przychodziły wieści uspokajające, ona zawsze wiedziała o jakiejś chorobie, i staremu mężowi nie przestawała wyrzucać, że synowi dał żonę, która mu życie zatruje i wstrętnem uczyni.
— Chorobę ma — powtarzała — z której ją nikt nie uleczy.
— Baśnie to są — zaprzeczał Zygmunt i milczeć nakazywał żonie.
Wtem naraz przyszły do Krakowa zatrważające wieści, potwierdzały je i listy Dantyszka, wielkiego wielbiciela Elżbiety. Królowa ciężko, niebezpiecznie zapadła.