Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom III.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

— W. K. Mość — rzekł — skróciłaś jej życie.
Poruszył się żywo i usłyszawszy tylko krzyk za sobą, nieprzytomny pobiegł do swoich.
Lecz już w kurytarzach otoczyli go dworzanie — goniec z Litwy nadjechał. Jeden z nich padł królowi do nóg płacząc i ściskając je zawołał.
— Królowa! królowa nasza...
— Módlmy się za jej duszę — odparł mężnie Zygmunt August — albo raczej prośmy, aby się ona do Boga za nami wstawiła. Męczennicą umarła!



Właśnie w czasie, gdy Zygmunt August był w Krakowie, na ulicach miasta zaczęto widywać człowieka milczącego, w odartej i wyszarzanej opończy, który, do nikogo nie mówiąc, przesuwał się powoli pod domostwy, zachodził do kościołów, stawał na Rynku, błąkał się jakby niewiedział co ma począć z sobą.
Niektórzy przypatrując mu się, znajome jakieś, dawniej widywane rysy sobie przypominali.
On nie znał i nie poznawał nikogo.
Raz jeden z dworzan królowej Bony, blizko się o niego otarłszy i zajrzawszy w oczy, pochwycił za rękę i zawołał.
— Dudycz! — ale nieznajomy wyrwał mu się i mówić z nim nie chciał.