Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 1 017.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w czapce dużéj, z opończą narzuconą na ramiona, średniego wieku, twarzy zasępionéj, za pasem siekierkę miał, przez plecy torbę skórzaną.
— A wiu! a wiu! — popędzał konie, aż pod gospodę podjechawszy, stanął.
Odwrócił się do Mikuły.
— Witaj ojcze Tymochu! — odezwał się gospodarz, zwracając ku niemu.
— Bóg zapłać, jestem żyw, jak widzicie — a i to szczęście, — odparł Tymoch. — Z „przewodem“ mnie gnali, gnali, że i we mnie, i w koniach ledwie już tchu stało.
To mówiąc i nie spojrzawszy nawet na jeźdźca, który stał i słuchał, z wozu zlazł przybyły, konie jego poczęły trawę skubać, on im z wozu, z pod słomy garść siana zarzucił, aby miały czém zęby przetrzéć — a sam do izby pociągnął.
Stojący jeszcze na koniu podróżny rozmyśliwszy się, podjechał téż pod szopę i ze szkapy zsiadł na czeladź hucząc, aby mu ją wzięto do żłobu. A tuż i psy doń przybiegły, z którémi razem do izby krokiem śmiałym wszedł, jak ten, co się wszędzie panem czuje.
— Gospodarzu miły, — ozwał się głosem młodym i mocnym, który pięknie brzmiał, — jam głodny i koń mój także, o obu radźcie, jako możecie. Psom by się téż coś zdało.
— Piwo i miód na rozkazanie, — rzekł Mikuł, — jak lepsze nie mogą być, chleb téż jest, sól,