Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 1 060.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

musiałem iść, bo oni tak ślubowali nimem się urodził, że mnie panu Bogu na ręce synów ojca Benedykta oddadzą! Ochoty do kaptura anim miał, anim nabrał. Na koniu bym wolał hasać i wesołą żonkę mieć, niż to życie nędzne prowadzić!
— Nędzy przecie i biedy na was nie widać! — rzekł Zaprzaniec.
— Boć sobie rady dać umiemy — rozśmiał się O. Maur. — O ha! Rozległe mamy włości, zajrzéć tu i ówdzie potrzeba, to się jeździ, a w drodze zapomina się i klauzury i różnych srogich reguł zakonu. Pan Bóg łaskaw przebaczy!
I ogromną pięścią w piersi się buchnął.
Nie musiał się tak bardzo mowie mnicha zdziwić Zaprzaniec, bo widział i wiedział, co się po całym świecie w klasztorach benedyktyńskich działo, że je papieże i biskupi oczyszczać wciąż i naprawiać musieli, a do dawnéj ich reguły doprowadzić nie mogli, więcéj tam u nich pono o łowach, napoju, jadle i wesołych godzinach, niż o chórze i godzinkach myślano. Ojciec Maur właśnie do tych należał, co jarzmo potrząsając i lekceważąc śluby, pracowali na to, aby ich z wrocławskiego opactwa wygnano, co téż się wkrótce dokonało.
Po téj rozmowie szli wszyscy spać na siano do szopy.
Noc była chłodna, gwiaździsta i cicha. Jaksa