Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 1 067.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

on mało dbał, bo swój obowiązek pełnił pilnie. Duchownych diecezyi swéj po żołniersku trzymał, a gdy wizyty kościelne odbywał, zwykł był nie inaczéj się w drogę wybierać jak z końmi, psy i ptaki, aby czasu nie tracić, kapelan za nim jadący, modlitwy głośno czytywał. Biskup je po cichu powtarzał, ze psów nie spuszczając oczu. Taką już słabość miał, za którą pana Boga przepraszał, zwyciężyć jej nie mogąc. Psy biskupie gromadą wielką, po polach się właśnie rozbiegły, a że Jaksowe też tam były, padły na się sobaki warcząc i do gryzienia się zabierając. Zwróciło to uwagę ks. Janika, a gdy postrzegł że obce psy duże i piękne były, nie domowego porodu, i ich i pana szukać zaczął oczyma po gościńcu. Tymczasem psiarze z batami rozganiali warczących.
Jaksa, który się bokiem gościńca brał, mimo to natknął się na orszak biskupi. Spojrzał nań ks. Janik wcale nie poznając.
— Wasze to psy? zagadnął jadącego, który go nizkim uczcił pokłonem.
— Moje!
— Cóż to tak z niemi po cudzych polach hasacie? zapytał biskup.
— Nie zajechałem tu po dobréj woli, odezwał się Jaksa, i nie na łowy, alem się srodze obłąkał.
Stanął Biskup i na psy, które przybiegły, chciwie patrzał.