Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 1 074.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gardliwémi; potém i on zwolna posunął się ku kościółkowi.
Właśnie do bocznéj kaplicy, przed Chrystusów krzyż wychodziła msza święta. Z zakrystyi poważnym krokiem sunął mężczyzna urodziwy, postawy wspaniałéj, w sukniach uroczystych od złota i jedwabiu lśniących. U ołtarza klęczały już matka z córką na podrzuconych im poduszkach. Jaksa z boku stanął i pobożnie począł się modlić.
Nie wielki ale wspaniały był ów benedyktyński kościółek, znać w nim było rękę pobożnego fundatora, a gdzie sztuce ówczesnéj brakło mistrzowstwa, zastępowało je złoto. Lśniło się niém wszędzie. Na złotych tłach stały malowane obrazy, w złoto poprzyodziéwane były ołtarze, złotem dzierzgane suknie. Ledwie że go na podłogę nie rzucono, a na stropie gwiazdami jaśniało i pręgami się świeciło.
Z kamienia też ciosane posągi, na owe czasy osobliwa rzecz, — obficie kościół zaludniały, a choć chude i sztywne, coś już w sobie życia i coś myśli zawierały. Modliły się wszystkie lub bolały — a boleść jest też modlitwą.
Język sztuki zaprawdę cudownym jest i sił jakichś nadziemskich pełnym. Dla młodych ludów starczy ledwie skazówka jego, aby z niéj żywa ich wyobraźnia wysnuła obraz żywota. To też, to co dziś u nas wstręt by i politowanie obudzało — unosiło duszę i myśl w inny świat dźwigało. Ro-