Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 1 172.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zem tak wypieszczonéj, tak zda się stworzonéj do tego tylko, ażeby w miękko wysłanym teremie, dumała i śpiewała za kratą. Smutek pański, dumny jakiś oblewał lice jéj białe, przejrzyste, trochę znużone, pociągające cichego bolu jakiegoś wyrazem, odstręczające wnet chłodem.
Gdy Jaksa wchodził, w drugim rogu świetlicy stała jeszcze poprawując złotych włosów Błogosława — ale natychmiast zniknęła. — Spojrzała nań tylko nie sromając się jak na domownika, i włosy zgarniając białemi rękami — uszła. Zjawisko to tak było uroczo piękne, że pokłon matce oddając, w tamtą stronę Marek oczy wlepił i patrzał w drżącą zasłonę, jakby się jego powrotu spodziewał.
Błogosława już się nie ukazała więcéj, tylko zasłona poruszała się, marszczyła, składała, jakby za nią stał ktoś żywy.
Petrkowa z powagą przybliżyła się do Jaksy.
— Jedziecie z moim panem, rzekła do niego — słyszę że do Wszebora. Bogu wiadomo dokąd, ja muszę wierzyć, że tam gdzie on powiada!! Jedziecie z nim, miły panie — powtórzyła głosem powolnym, przedłużając każde słowo, jakby się z niem pieściła — pozwałam was prosić, abyście mi nad nim czuwali. Ufać wam musi gdy bierze z sobą, do boku, strzeżcież go, proszę. On sam nieostrożnym jest, śmiałym i gwałtownym... Zdrowia swojego nie lutuje, ludzi nie szczędzi ni w sło-