Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 1 176.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

duża, płaska i silna. Coś męzkiego miała w rysach, ale brzydką nie była. Gdy twarz jéj zapałała ogniem, oczy się zaiskrzyły, usta ścisnęły, gdy nakazując wyprostowała się dumnie, chcąc okazać swą siłę, jeśli nie wdzięku nabierała mocy jakiéjś, któréj się oprzéć było trudno.
W wejrzeniu jéj oczu, naprzemian to gorącość jakaś niecierpliwa, to wzgarda, to straszna duma przebłyskiwała. — Ruchy miała majestatyczne, jakby wyuczone, a jednak żywe i gwałtowne.
Była to księżna Agnieszka.
Naprzeciw niéj, na ławie okrytéj, z rękami założonemi siedział mąż jéj ks. Władysław. Osobliwy miał w téj chwili wyraz twarzy, która się często zmieniała, znękany, zrezygnowany, zastygły. Oczy zwracał to na małżonkę, to na ziemię, to niby szukał niemi czegoś po ścianach, znaleźć nie mogąc. Zapatrywał się pilnie w gwóźdź błyszczący u krzesła księżnéj, w ścianę, w okno, unikając spojrzenia na żonę. Dwoje ich widząc tak razem niepotrzeba było wielkiego wróżbita, by odgadnąć kto z nich rządził, a kto słuchał, kto był czynną siłą i bierném narzędziem. Zahukany książę, czasem miał błyski własnéj woli, ale ta rychło odparta chowała się do głębi. — I w téj chwili wytrzymywał napaść gwałtowną.
— Wahasz się jeszcze, wahasz zawsze, wołała księżna Agnieszka, rzucając na swém siedzeniu — a czas upływa najdroższy. — Trzeba poczynać