Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 044.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Idź spać, stary mój! — zawołał — niema tu strachu dla nikogo, chyba dla niego. — Gdy się on nie boi, czegóż my obawiać się mamy?
Starosta głową pokręcił, westchnął, nie powiedział nic, pożegnał się z Petrkiem i poszedł do dworku, który miał na tymże podwórcu u muru do Opactwa Ś. Wincentego przytykającego.
Nikt ani pomyślał we dworze całym o śmiałym zamachu, który został uknuty, szli wszyscy znużeni spać. Dobek, choć niby zmęczony, zaraz się na posłanie rzucił, czekał oka nie zmrużywszy, aż się pośpią wszyscy. Sługę swego zaufanego postawił w progu na czatach.
Drugiego cichaczem wysłał z rozkazem. — Nim ranek zaświta żeby mi tu wszyscy moi byli do koła na zawołanie. Ja mało co albo nic spać nie będę, gdy się ruszę abym ich pod ręką miał.
Cicha noc zimowa, niekiedy szumem wiatru przerywana i dzwonkiem Opactwa, wołającym na godziny w chórze, objęła domostwo Petrkowe. Spali wszyscy utuleni ciszą, Dobek tylko jeden sparty na łokciu czuwał i najmniejszemu szelestowi się przysłuchiwał.
Niekiedy przez okno wyzierał na niebo, aby, gdy się gwiazdy pokażą z za obłoków, po nich się godzin nocy domyśléć.
Jeszcze do ranka daleko było, gdy po cichu wstał i na palcach wyszedł do swych ludzi. Wszyscy oni odzieży nie zdejmując, broni nie puściwszy z rąk