Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 054.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyrok książęcy! odparł Dobek. — Wam klecho, ani pytać o to, ani sarkać, chcecieli być cali!
— Chceszli ty być całym — krzyknął Opat z mocą wielką, podnosząc habit swój czarny — nie tykaj ani słowem ani ręką téj sukni, abyś trupem nie padł! Czyń, jako niewolnik bez litości co ci kazano, ale zdala od ołtarza i ludzi jemu poświęconych, aby cię ziemia nie pożarła!
Dobek stanął osłupiały, zląkł się. —
— Nie rzucajcież klątwy na mnie! zawołał drżąc — ja tu mojéj nie spełniam woli. Sługą jestem. — Opat popatrzał i odwrócił się od niego z pogardą. Powolnym krokiem przeszedł po izbach, mrucząc modlitwę, patrząc, stając, niekiedy ciężkiém westchnieniem zdradzając żal wielki.
Dobek tymczasem wyśliznął się drugiemi drzwiami do wozów, które strażą otoczone pode dworem stały. Łupu zebranego ztąd nie dosyć mu było, wypędzono ze stajen konie, wzięto kolebki i wozy, zegnano psy, pochwytano sokoły, powywracano szopy i zostawiono pustkę i gruzy tylko...
Łupy wyciągały z dziedzińca za Dobkiem, gdy od glinianéj grobli nadjechał wóz kmiecy, a ten co na nim siedział, oczom swym nie wierząc, stanął przypatrując się zniszczeniu, wczoraj jeszcze pańskiego dworca. Był to Tychon kmieć, którego znów z podwodą do miasta przygnano,