Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 071.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyż tego nie rozumiecie, rzekł, że dziś się za nim wstawiać, mówić, dopraszać o łaskę, znaczy samemu nadaremnie się na więzy albo i na śmierć narazić. Nie uczynisz nic i gardłem przypłacić możesz.
Jaksa się tém wcale nie dał ustraszyć.
— Uczynię co, czy nic! zawołał, ale zrobię com powinien. W sercu naszego pana niezgasło wszelkie ludzkie uczucie; gdy się kto mu postawi śmiało ocknie się w nim litość, oprze się żonie. Ona go prowadzi — ona!
Nic nie mogło Jaksy powstrzymać, tegoż wieczora ruszył do Głogowa i gdy na grodzie stanął, ogarnąwszy się zaraz, samotnie z dwojgiem czeladzi na zamek poszedł.
Tu, choć dobrém okiem witano ziemian co się pod książęce chorągwie garnęli, na niego koso spoglądano, bo go do Petrkowych liczyli. —
Książę z księżną razem, przyjmował właśnie kilku z okolicy ziemian szlązkich, którzy przybyli miłosierdzia prosząc od Połowców, bo o straszliwém ich ciągnieniu słyszeli. — Ci nawet co z księciem trzymali obawiali się téj dziczy, dla któréj na obcéj ziemi nie było różnicy między przyjacielem a wrogiem, łupiono dwory wszystkie, jakie na drodze stały.
Agnieszka z tryumfującym uśmiechem słuchała płaczliwie wynurzanych żalów, obaw i próśb o miłosierdzie.