Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 083.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Miłość puścić dała? Będą młodzi książęta wdzięczni! Za nic i panowie duchowni wszyscy gdy głowy i wodza niema; to jedyny człek dla nich!
Księżna potakując głośno się śmiać zaczęła.
— Mówno, mów, odezwała się, książę pan tak go miłuje, że chce koniecznie, téj żmiji życie ocalić — a póki w bestyi téj tchu stanie, kąsać będzie!
Zerwała się z ławy.
— Mów, mówże, powtórzyła — niechaj go puści! Niechaj razem i mnie puści, bo ja tu dłużéj oplwana mieszkać nie będę — nie. Jutro na Niemcy pojadę, dziś, jak tylko go wypuszczą żywym, mnie tu niema.
Władysław obrócił się nasępiony ku żonie, popatrzał i nie chcąc nic mówić przy Dobku, podniósł zasłonę, drzwi odemknął — wyszedł[1] Powlokła za nim oczyma gniewnemi Agnieszka, podniosła pięści, potém załamawszy ręce, siadła na ławie rozdąsana aż do łez prawie.
Zbliżył się Dobek.
Na widok jego księżna wskazała drzwi, któremi mąż jéj wyszedł.
— Nie mogłam go przemódz! Zacięty jest w tém! życia mu wziąć nie chce. — Groziłam, nadaremnie. — Nie chce!
— Jak go ztąd wypuszczą żywcem, odezwał się Dobek, to my swojego życia nie będziemy pewni. Nie dziś to jutro otworzy mu się gęba,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.