Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 091.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wtarzane przez Benedyktynów w kościele i kilka hymnów świętych; pociechę mu to sprawiało gdy podnosząc głos, samego siebie słyszał na tym barłogu Joba, wielbiącego Pana, a błogosławiącego Mu w boleściach. —
Śpiewał więc, i nikt słuchać ni słyszeć się go nie zdawał. Ale jednego dnia, coś zaszeleściało, zaskrobało. Drapano mur pod oknem czarném, Petrek domyślił się, poczuł jak tam ktoś pazurami rwał kamienie i zsuwał się nie mogąc ich ująć, jak się czepiał i usiłował wspiąć ku górze. —
Ile razy potém śpiewać poczynał, tylekroć powtarzało się to drapanie rozpaczliwe. Aż razu jednego usłyszał jęk dziwny i sapanie jakby dzikiego zwierza, a oczy podniósłszy, zobaczył w kratach okienka, wystającą między dwoma pięściami, które za żelazo trzymały, głowę ogromną, kudłatą, ze ślepiami jak u kota błyszczącemi, z nosem wklęsłym i szerokiemi usty otwartemi, z których jak kły dzika, zęby długie wyglądały.
Głowa ta patrzała nań długo z jakimś wyrazem dziwu i przerażenia, potém mruczenie z niéj dobyło się niewyraźne, jakby słowa z gardła, kłębiąc się w niém, wydobyć nie mogły, nareszcie stłumiony głos, począł wołać ochrypło.
— Kneź! kneź! Bo tak zwykle Petrka lud nazywał.
Petrek przyglądał się spokojnie. Głowa ta nie była mu obcą i nieznaną, w oprawie tego okna