Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 126.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Do téj wojny zajadłéj, choćby siły miał w pięści ks. Władysław, w piersiach mu jéj brakło.
Odgrażał się chwilami i miotał, to znów narzekał na Agnieszkę i sam na siebie że podjął walkę. Księżna i Dobek dawali rozkazy, szli z niemi Niemcy, ziemian, nawet krakowskich, przy księciu tak jak nie było. Uchodzili, kryli się wszyscy, Duchowieństwo klątwami groziło. Położenie coraz stawało się niebezpieczniejszém.
Książę wątpił czy mu podoła, ale żona pchała go daléj na zgubę, nie chcąc słyszeć o niczém inném prócz pognębienia opornych.
Z Krakowa miano wysyłać natychmiast do Cesarza, z prośbą nową o pomoc i poparcie.
Przez całą drogę niepokój rosnął, w Krakowie téż nie lepiéj stało. Zamek był prawie bez załogi, na biskupstwie nikogo.
Drugiéj nocy po przybyciu do Krakowa, opowiadają wiarogodne kroniki, królowa w nocy ze snu zerwała się przestraszona.
Wbiegła wprost do męża, który głębokim snem ujęty, odpoczywał. Ks. Władysław uląkł się niemało ujrzawszy ją z włosem rozpuszczonym, łzami zalaną, drżącą. — Chwycił za oręż przy łóżku wiszący i maleńką tarcz, sądząc w pierwszéj chwili że napad jakiś niespodziany zamkowi zagrażał. Księżna przypadła płacząca.
— A! sen, wołała, miałam straszliwy. — Śnił