Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 145.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dwie przybyłe i oko jéj napotkało piękną Błogosławę, nie mogąc się od niéj oderwać.
Co się w niéj zbudziło na widok tego dziecięcia, które się około matki rozpadało, tuląc ją i starając uspokoić. — Bóg jeden wie — lecz serce się poruszyło, litość ją zdjęła i, zawahawszy się nieco, poszła sama do wozu pomagać, aby z niego na pół omdlałą wysadzono.
Nie rzekła i słowa na powitanie, ale silną rękę przyłożyć się nie wahała, gdzie jéj było potrzeba. W milczeniu poprowadzono ją do najlepszéj izby, tu trzeba było pokładać zaraz na pościeli, bo z sił opadała od wielkiego płaczu i żałości. Córka kląkłszy przy niéj, zimne jéj ręce ogrzewała, przytulała do siebie, kołysała jak dziecinę.
Postała nad niemi chwilę stara Jaksowa, popatrzała nie mówiąc nic, a, choć nic dla nich czynić nie obiecywała księdzu, zakrzątnęła się z pomocą i posługą, nie tyle może dla słabéj niewiasty, co dla dzieweczki biednéj, któréj żal jéj było.
Tak pięknie wyhodowanego kwiatka dawno nie widziała stara, oczy jéj nawykłe były do prostych dziewek wiejskich, nie do takich zjawisk z drugiego świata. Dziwiła się, bolała, mówiąc w sobie. — Jakto źdźbło tak słabiuchne burze życia przetrwać potrafi, jak się w ciężkiéj walce nie zmarnuje?