Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 163.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Słyszał on już o tém co się działo w Komorowie, chciał się przypatrzeć oczyma własnemi.
Stara zobaczywszy go poszła na przywitanie z uśmiechem dwuznacznym, wskazując na drzwi za któremi siedziała zamknięta Petrkowa.
— Wyście to mnie, ojcze, biedy téj naprowadzili!
— Ja się tego nie wypieram — rzekł ks. Marcin, wyście się nadąsali, a może się już i cieszycie?
— Co mam robić — odezwała się Jaksowa po swojemu — muszę syna słuchać gdy męża nie mam! Ale ani on ani ja długiéj z tego pociechy mieć nie będziemy!
— Jam tu przybył nie o tém z wami rozprawiać, odezwał się ksiądz, ale radzić kędy ciągnąć. Książęce Władysławowe wojska są wszędy, dzicz po gościńcach potokami płynie. Bić się z niemi samemu nic potém, trzeba do kupy się zbierać, a jak się nasz dostanie do gromady?
Nadszedł właśnie Jaksa i księdza w rękę pocałowawszy.
— A — lasami! rzekł krótko.
— Byle wam ich starczyło — odparł ks. Marcin, i byleście w porę nadążyli, bo siły się pościągały nad Pilicą i bitwa za pasem.
— Więc dniem i nocą ku Pilicy pociągniemy, rzekł Jaksa, Bóg da że w porę staniemy, aby Władysława bić i gnać!