Ta strona została uwierzytelniona.
Matka widzieć nie mogła, wyciągnęła mu rękę i ścisnęły się ich dłonie, bez słowa, w milczeniu.
— Wracajcie! wracajcie zdrowi! szepnęła po chwili Błogosława. Niech was Bóg prowadzi i odprowadza. — Modlić się będziemy. — Głos zamarł jéj w piersiach, zakryła oczy, Jaksa wysunął się z izby...
A gdy siadał na koń, obejrzał się jeszcze ku dworowi, i w okienku mignęły mu włosy złote... Ludzie już wrotami tłumnie ciągnęli w pole za chorągwią białą. — —