Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 190.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

poranku pełnego wonności świątecznych i blasków tęczowych.
Lecz daléj jadąc zasępiało się czoło. Przerzynali okolice któremi przeszła już wojna, a po niéj naówczas nie pozostawało nic — popiół tylko i kości!
Wśród lasów zabiegły im drogę gromady ludzi głodnych, na wpół nagich, wycieńczonych, żyjących grzyby i jagodami leśnemi lub pochwyconém zwierzem — prosząc o chleba okruchy. Gromady te trupów żywych płakały po spustoszonych siołach swoich, a gdy je minęli, długo jeszcze jęk ich gonił za niemi i w uszach się odzywał...
Gdzie przepłynął ów strumień śmierci, tam i liści na drzewie nie pozostało; w wielu miejscach gorzały lasy, płonęły wyschłe łąki, świeciły dogorywające stogi, chmurą czarną dym się nad puszczami kłębił, płowemi płomieniami poroździerany.
I gdy ciągnęli drogą padały podpalone sosny obsypując ich iskrami, zwierz spłoszony wybiegał stadami przelękły, zmięszany pospołu, żubry, łosie, sarny, wilcy, — bo płomię gnało za niemi.
Drugiego dnia już tylko czarne, zwęglone przebywali zgliszcza, z których kruki się zrywały, ogryzujące kości białe, zwierza i ludzi. —
W dali czasem mignął im mały oddział jakichś ludzi, i chował się w gęstwinę.