Uwisł tak przy dworze ów ubożątko Zaklika, dano mu kilkaset talarów pensyi, barwę co się zowie wspaniałą, żadnéj roboty, wiele swobody, ale za królem gdzie się on ruszył jeździć musiał. A że to było jak mówi przysłowie pokorne cielę, dobrze mu było. Król wprawdzie słowa nigdy doń nie przemówił, ale o nim pamiętał, pytał i nakazywał by mu na niczém nie zbywało. Swobody miał chłopiec dosyć, a że wśród tego szwargotu niemieckiego wciąż musiał siedziéć lub francuzczyzny słuchać, jął się obojga języków uczyć bystro i we dwa lata już niemi dobrze w gębie obracał. A no z tego próżnowania i że żyć nie bardzo z szołdrami lubił, bo tak ich zwał salva reverentia dla króla jegomości, gdy pora była po temu, około Drezna pieszo schodził wszystkie wioski i laski. Natura była ciekawa, drapał się i po górach na drugim brzegu Elby tak urwistych, że z nich spojrzawszy... abyssus vocat. Nigdy jednak szwanku nie poniósł.
W jednéjto z tych przechadzek trafił Rajmuś Zaklika do Laubegastu i znalazłszy pod bezpańską lipą chłodek, rozłożył się tam obozem na swoje nieszczęście... właśnie o téj godzinie wyszła Anna hr. Hoym na swą samotną przechadzkę. Gdy ją chłopak ujrzał, odrazu zamarł z admiracyi: tchu mu w piersi zabrakło. Oczy tarł myśląc że mu się śni i że taka istota chyba istniéć nie może. Siedział w miejscu biedaczysko do nocy patrząc a patrząc... i napatrzéć się nie mogąc. Zdawało mu się że się oczyma napasie do syta, a im dłużéj patrzył, tém więcéj widziéć pragnął. Zrodziła się w duszy tęsknota... czy szał, dosyć że do Laubegastu jak opętany latać zaczął, w głowie mu się wszystko przewróciło.
A że się nikomu nie zwierzał, nie było mu téż komu poradzić, iż na taką chorobę jedno jest tylko lekarstwo: w ogień samemu nie iść, ale z ognia uciekać.
Tak się chłopaczysko rozmiłowało: że wychudło i zgłupiało. Kobiéty służące u dworu u pani Hoymowéj, które wyszpiegowały go a domyśliły się pewno co mu jest, jęły w śmiechy z niego, powiedziały o tém i pani. Śmiała się i ona i zobaczyła go niewidziana, a może się jéj go i żal zrobiło, ale kazała do siebie przywołać i surowo go zgromiła że się tu niepotrzebnie włóczył, a zakazała aby więcéj nogą około dworu nie postał.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 032.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.