Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 037.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Był to mężczyzna w czarnéj, długiéj sukni protestanckiego duchownego, nie młody, z głową wypełzłą i błyszczącą, około któréj nieco siwych włosów rozwianych jakby aureolę wiązało. Zżółkła skóra przylegała do kości jego czoła, tak iż żyły rysowały się wszędzie wypukło... Siwe oczy głęboko wpadłe, usta uśmiechnięte goryczą, spokojna pogarda świata, pogoda i powaga przytém, nadawały téj twarzy ani pięknéj zresztą, ani znaczącéj, coś tak wybitnego i zatrzymującego oczy zdumione, iż mimowoli oderwać ich od niéj nie było można.
Patrzała nań Anna, ale i on jakby zjawiskiem téj kobiety przerażony, stał nieruchomy z wlepionemi w nią oczyma, w których mimowolne malowało się uwielbienie dla cudownego boskiego tworu, podobnego aniołom...
Stał i usta mu drżały i ręce się podniosły zdumieniem napół, napół jakimś ruchem niezrozumiałym, który i odpychać mógł i błogosławić...
Dwie te istoty zupełnie sobie nieznane... badały się tak chwilę oczyma... Duchowny cofał się zwolna... Anna oglądała się szukając oczyma męża... Już miała nazad wstąpić za próg gabinetu, gdy duchowny spojrzawszy na nią wzrokiem litości pełnym, zapytał...
— Kto ty jesteś?