Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 049.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Znam moją Annę, — rzekł z uśmiechem — lecz znam dwór, pana, ludzi co nas otaczają i urok jaki ich otacza. Gdybyś pani kochała mnie byłbym spokojnym...
— Alem przysięgała wam, to dosyć — odezwała się z dumą kobiéta — nie pozyskałeś serca, ale masz słowo. Takie kobiety jak ja nie łamią przysięgi...
— Łamały i takie dla blasku korony — rzekł Hoym — księżna Teschen jest wielką i dumną panią.
Anna ruszyła ramionami z pogardą.
— Mogę być żoną, nie chcę być kochanką — zawołała — sromu na czole nosić nie umiem.
— Srom! — rzekł Hoym — a! to piecze tylko chwilę, goi się rana i nie boli, choć piętno zostaje na wieki...
— Waćpan jesteś obrzydliwy, — przerwała kobiéta z gniewem. — Sprowadzasz mnie tutaj sam... i karmisz takiemi groźbami...
Wzruszenie nie dozwoliło jéj mówić dłużéj. Hoym się zbliżył z pokorą:
— Daruj mi — odezwał się — głowę straciłem, nie wiem co czynię i co mówię... to dzikie domysły i strachy... Jutro jest bal na dworze... Król pan rozkazał ci być na nim, zostaniesz przedstawioną królowéj. Mnie się zdaje — z cicha począł spuszczając oczy — waćpani możesz co zechcesz, nawet nie być piękną... Ja chętnie zakład przegram... Będzie ci łatwo stać się śmieszną... niezgrabną. U króla wiele waży elegancya, dowcip, żywość... cóż łatwiejszego jak okazać się zaniedbaną, niezręczną, milczącą, roztargnioną i tępą? Rysy twarzy to nic jeszcze... Drezno pełne jest pięknych kucharek... August jest wytwornym znawcą, wymaga wiele... Pani mnie rozumiesz?
Anna odwróciła się od niego w milczeniu wzgardliwém postępując ku oknu.
— Każesz mi więc grać komedyą dla ocalenia swojego honoru! — zawołała z uśmiechem ironicznym — ale ja nie cierpię fałszu. Waćpana honorowi nic nie grozi... Anna Konstancya Brockdorf nie jest jedną z tych kobiet co się na łaskę pańską biorą i dają spodlić dla garści brylantów. Nie masz się czego