Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 050.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

obawiać... bądź spokojnym... Litość mnie bierze nad wami! Ja na tym balu nie będę...
Hoym zamilkł i pobladł.
— Pani na balu tym być musisz; — rzekł głosem stłumionym: — tu nie idzie już o żadne dziecinne niebezpieczeństwo ale o głowę i fortunę, o przyszłość moją... Król kazał...
— A ja nie chcę! — odparła Anna.
— Sprzeciwisz się jemu! — spytał Hoym.
— Dlaczegóż nie, panem jest wszystkiego oprócz domu i rodziny, które do Boga należą... Cóż mi uczyni?
— A! wam nic — rzekł niespokojnie minister — nadto dla pięknych pań jest grzeczny; ale ja pójdę na Koenigstein, majątki nasze zabierze fiskus, rozdrapią faworyci: nędza, śmierć.
Zakrył sobie oczy rękami.
— Wy go nie znacie — szeptał cicho — on się uśmiecha i jaśnieje jak Apollo, ale jak bóg piorunów straszny... Nie przebaczył nigdy nikomu kto śmiał zwątpić że jest wszechmocnym. Pani będziesz na tym balu, lub ja zginę...
— A sądzisz pan, hrabio Hoym — odparła Anna — iż ta groźba waszéj zguby jest dla mnie tak straszną?
Ruszyła ramionami i poszła znowu do okna...
Hoym posunął się za nią blady.
— Na miłość Bożą, o sprzeciwieniu się woli króla mowy być nie może... zaklinam was.
Kończył te słowa gdy do drzwi zapukano żywo i służący wpadł zatrzymując się w progu. Minister brwi ściągnął i nasrożył się.
— Hrabina Reuss i Vitzthum!
Ściągnąwszy usta z gniewu, Hoym pośpieszył do progu; chciał służącego wysłać z odpowiedzią odmówną, gdy po za nim postrzegł piękną, wypogodzoną, arystokratycznych rysów twarz hrabinéj, a po za nią żywo szpiegujące go oczy siostry.
Zdawało mu się że o wczorajszym wypadku i o przybyciu żony jego, nikt jeszcze w mieście nie wiedział; odwiedziny dwóch tych pań przekonywały go na nieszczęście iż popełniony po pijanemu błąd, którego sobie darować nie mógł, już się musiał stać pośmiewiskiem powszechném. Hrabina Reuss nie byłaby się pewnie inaczéj ruszyła, by wdowi dom ministra odwiedzić.