Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 121.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chciałbym kilka słów pomówić z panem Fröhlichem — odparł przybyły.
— Czy od króla?
Na to nie było odpowiedzi.
Że się różne poselstwa tajemnicze trafiały, Lote nie śmiała odmówić przystępu i wpuściła nieznajomego na górę, gdzie Fröhlich przed zwierciadłem już się w swój strój urzędowy przybierał.
Dla niego było to także dziwne zjawisko: gość czy posłaniec. Odwrócił się ku nieznajomemu i natychmiast wchodząc w swą rolę w wielkich krygach i przesadnych ukłonach, powitał go jako Ekscelencyę. Nic mniéj do Ekscelencyi nad tego biédaka podobném być nie mogło: blady, zbiédzony młody człowiek stał w progu dusząc kapelusz w rękach.
— Czém mogę służyć Waszéj Ekscelencyi? — zapytał wpółzgięty Fröhlich.
— A, panie Fröhlich — odezwał się cichym głosem przybyły — nie żartujcie sobie z biédaka... dla mnie wy prędzéj będziecie Ekscelencyą niż ja dla was.
— Hę? Hę? — spytał Fröhlich — ja dla was; czy król was przysyła? nie!
— Nie, przychodzę sam i proszę was o chwilę rozmowy sam na sam!
— O audyencyą? hę? — podchwycił pusząc się Fröhlich — donnerwetter! czy przez sen, sam o tém niewiedząc nie zostałem ministrem? Na naszym dworze (cyt!) wszystko być może. Ministrowie się tak gryzą, iż ich w końcu niestanie, a naówczas ja i waćpan możemy dostąpić tych dostojeństw. A ja sobie ministerstwo skarbu i akcyzę wymawiam.
Gdy gospodarz to mówił, na twarzy przybyłego mimo wesołego wyzwania, ani promyk jaśniejszy nie błysnął: stał chmurny i milczący.
— Chwila rozmowy sam na sam? ze mną?.. akorduję...
W całym domu niéma nikogo oprócz Loty, która gotuje śniadanie i Hausknechta który konia drapie.
Siadł w krześle, rozparł się i począł udawać dygnitarza przyjmującego klienta.
Przybyły zbliżył się, nierozśmieszony wcale.