Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 123.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dostałem się na ten dwór wypadkiem... słyszałeś pan o mnie pewnie.. Trafiło mi się nieszcześciem łamać podkowy, giąć puhary i ścinać koniom łby na wzór N. Pana... kazano mi za to wisiéć przy dworze.
— Już wiém, wiém; przypominam — rozśmiał się Fröhlich — nie zazdroszczę ci, kochany panie: jakże?
— Zaklika...
— Kochany panie „Unglücku“ — kończył Fröhlich... — Ale któż był tak... prostodusznym, by ci mógł radzić mierzyć się z królem... Trzeba być bardzo... domyśl się, by sobie tak smutną obrać rolę.
— Od czasu jak wiszę u dworu... życie mi obrzydło... ludzie mnie omijają, przyjaciela nie mam, opieki... nikogo...
— A wiesz że i za opiekuna i za przyjaciela mnie chciéć wybrać, to równie szczęśliwa myśl, jak łamać podkowy! Człowiecze, gdybym mógł łamać kowadła... nie skruszyłbym słomy ze strachu abym nie obudził zazdrości: pięknie się wykierowałeś..
— Stało się — rzekł Zaklika — niemam tu nikogo.
— I jesteś w dodatku Polakiem, gdy tu teraz imienia Polaka wymówić się nie godzi... Nie chciałbym być w twéj skórze..
— Właśnie że mi w niéj niewygodnie, myślałem że choć Fröhlich się nademną ulituje...
Stary trefniś wielkie wytrzészczył oczy, twarz jego pomarszczona stała się nagle poważną i smutną, założył ręce na piersiach... potém przystąpił do Zakliki, wziął go za rękę i począł ma puls macać... jakby był doktorem...
— Boję się, kochany Unglücku, czy ci się w głowie nie pomieszało... — rzekł cicho.
— Byćby to mogło! — uśmiechając się odezwał Zaklika...
Fröhlichowi twarz się znowu wyjaśniła jakby z nałogu...
— O cóż ci idzie? — spytał.
— O to aby mnie ze służby dworskiéj N. Pan uwolnić raczył...
— O to najłatwiéj — rzekł Fröhlich pocichu — zrób głupstwo jakie, postawią rusztowanie na Nowym Rynku i będziesz dyndał. Jest to sposób krótki, łatwy i skuteczny...
— Na to jeszcze czas — odparł Zaklika...
— Cóż myślisz robić gdy cię uwolnią? powleczesz się do swego kraju z niedźwiedziami borykać?