Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 125.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Plasnął w ręce... Na to hasło wpadła Lotte, stając w progu z poléwką winną na talerzu...
Fröhlich dał komicznie znak Zaklice aby zamilkł i skłonił mu się jak minister, który audyencyę zamyka... Wejrzeniem pożegnawszy go, Zaklika smutny spuścił się ze wschodów.
Dziwaczną zaprawdę powziął był myśl udania się pod opiekę wyśmiewanego trefnisia, lecz konieczność i rozpacz zmusiły go do tego. Biedny chłopak śmiertelnie był znużony swą rolą komparsa na dworze... snuło mu się po głowie, że swobodny mógłby może inną odegrać... Sprawa Hoymowéj, która nagle zmieniła się w panią Cosel, ściągnęła go z przechadzek od Laubegastu do miasta... Śnił niezrażony niczém, że mógłby jako dworzanin zostać przyjęty do domu... téj, w któréj czarne oczy patrzéć było dlań największém szczęściem...
Tak dziwaczne miłości jak ta która Zaklikę opanowała, rzadko się na świecie trafiają. Rajmuś nie pragnął nic, tylko patrzéć na swe bóstwo. Nie śniło mu się nigdy nawet o żadném większém szczęściu nad to... Chciał być jéj stróżem, wartą, niewidzialnym obrońcą;.. domyślał się że musiała miéć nieprzyjaciół... lękał się o nią, pragnął zyskać jéj zaufanie i całego siebie, choćby życie oddać na jéj usługi i ofiarę. Chłopak był dziwnego temperamentu... powolny na pozór, ale upartéj woli a niezłomnéj. Śmiał się sam ze swéj miłości dla téj, która się zwała królową, a uczucia tego zgasić w sobie nie mógł. Szczęśliwe czasy w Laubegast, gdy ukryty mógł ją śledzić oczyma i odgadywać jéj myśli, teraz mu się rajem wydawały. W Dreźnie twarz pięknéj królowéj rzadko miał szczęście dojrzeć na chwilę... Widywał ją przejeżdżającą konno z królem, wsiadającą i wysiadającą z powozu, w teatrze jeśli się potrafił między dworzan gdzie wcisnąć: tego wszystkiego było mu mało. Roił że się tam kiedyś musi dostać do jéj domu. To był dlań najwyższy szczyt szczęścia, jedyne, ostatnie pragnienie... Dla dostąpienia go byłby nietylko trefnisiowi się pokłonił, ale daleko większe zniósł upokorzenie...
Miłość dla téj idealnéj piękności, biédnego chłopca, nic zresztą nie ma w sobie tak dziwnego; daleko osobliwszém mogłoby się to wydać, że Cosel, która go parę razy widziała zdaleka, Cosel z całą swą dumą, ze świeżą miłością dla pięknego