Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 157.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wstręt dla tego pięknego bohatéra, dolegały wszystkim zarówno. Czuli się w nim dotknięci. Dziki młodzik, bo Karol XII nie miał nad lat dwadzieścia kilka, wydawał im się rodzajem Atylli, swiętokradzko burzącym wspaniałość tego żywota blasków i świetności pełnego.
Zaledwie król odszedł, Cosel porwała się z siedzenia, na palcu jéj jaśniejący szmaragd przypomniał jéj Zaklikę.
Zadzwoniła królowa. Karzeł który wszedł, bo i ona jak prawdziwa królowa karłów miała na posługach, wysłany został po Zaklikę.
Obyczajem swym wierny Rajmuś siedział na straży w przedpokoju, czytając w jakiéjś odartéj księdze. Zobaczywszy karła domyślił się że przyszła sądu godzina. Ocalił on Cosel, ale samowolnie; wiedział że mu to za grzech będzie poczytane i zadrżał. Czuł się szczęśliwym że ją uratował i czuł winnym. Drżący i onieśmielony stanął w progu; Cosel w sukni rozpuszczonéj z rozwitemi na ramionach włosy czarnemi, piękna jak bóstwo, dumna jak wszechwładna pani przechadzała się po sali. Na widok Zakliki zmarszczyła brew i stanęła przed nim groźna.
— Kto ci pozwolił zmieniać moje rozkazy? popełniać tajemnie nieposłuszeństwo? miéć za mnie przebiegłość o którą cię nie proszą? Co to jest za zuchwalstwo?
Zaklika stał długo niemy ze spuszczonemi oczyma, zwolna podniósł je na hrabinę.
— Przyznaję się do winy — odezwał się głosem spokojnym — tak, zgrzeszyłem... Przypomnisz sobie pani Laubegast i pobożność z jaką z daleka wpatrywałem się w twe oblicze. Niech mnie to uczucie szalone i niedorzeczne, dochowane do dziś dnia tłumaczy. Chciałem cię ocalić pani!
— Ja nie potrzebuję pomocy niczyjéj aby być ocaloną — zawołała surowo Cosel — w słudze żądam posłuszeństwa i nic więcéj, rozumu nie chcę... a uczuciem służalców gardzę! To obraza dla mnie.
Zaklika spuścił głowę.
— Gdybym słowo powiedziała królowi, jutro byłbyś zamknięty w Königsteinie, lub powieszony na rynku.