Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 185.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto ty jesteś stara? — spytała w końcu Cosel — żal mi twych siwych włosów sponiewieranych w pyle i nędzy twéj; powiédz dlaczego jesteś tak biédna? jak...?
Mlawa potrzęsła głową.
— Ja nie jestem biédna — odezwała się dumnym głosem — ja w sobie noszę jasnych lat pamiątkę, ja tu jeszcze jestem czém był mój ród dawniéj: królową...
— Ty? królową? — rozśmiała się Cosel...
— Tak! mogłam być nią, bo krew królów téj ziemi starych płynie we mnie, tak jak ty... choć dziś królową jesteś, możesz być jutro nędznicą mnie podobną... Na świecie wszystko możliwe...
— Jakich królów, jakiéj ziemi? — poczęła zadumana Cosel — ty?
Stara podniosła rękę i wskazała kraj dokoła.
— Wszystko to było nasze... wszystko, pókiście wy nie przyśli i ziemi nie skuli, a nas nie wybili jak dzikiego zwierza. Bo myśmy byli dobrzy i szliśmy z chlebem, solą i pieśnią, a wyście szli z żelazem, żagwią i śmiechem... I siedliście i rozmnożyło się plemie Niemców i wyparło nas z ojcowizny... To ziemia moja! — powtórzyła zadumana — i choć tu żyć nie mogę, ja umrzéć tu muszę... Ztąd dusza do swoich znajdzie drogę...
— Umiesz wróżyć? — spytała Cosel po chwili, jakby gorączkową ciekawością zdjęta...
— Jak komu? jak kiedy? — obojętnie rzekła Mlawa.
— A mnie?
Stara popatrzała na nią długo i z politowaniem.
— Poco ci wróżba? — spytała — kto doszedł tak wysoko, ten tylko spaść może: nie pytaj...
Cosel pobladła, ale uśmiechem chciała okazać męztwo, choć się jéj wargi trzęsły a łzy nabiegały do oczów...
— Cóż mi powiesz? ja się niczego nie boję — rzekła. — Umiém szczęściu patrzéć w oczy jak w słońce, potrafię spojrzeć w ciemności...
— A gdyby noc była długą... długą...?
— Nie będzie wieczną? — odparła Cosel...
— Któż wié? kto wié? — szeptała Mlawa i wyciągnęła dłoń.