Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 214.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

będzie szukać, a że ta udaje boginię, zasmakuje w chłopiance lub w takiéj Duparc, która paple mu jak przekupka.
— A! już zresztą naszemu królowi się nie dziwię że pęt swych nie umie rozplątać... ale król duński, patrz pani, jak słodkie oczy ku niéj wznosi.
— Jak dumnym z góry, olimpijskim wzrokiem ona mu odpowiada.
— Gdyby mi się nie chciało płakać, śmiałabym się z téj oszalałéj awanturnicy — szepnęła Hülchen.
— Miliony kosztuje ta perła Saksonię.
Te i podobne rozmowy słychać było prawie wszędzie, lecz szmer nie mógł dojść do uszu pana, a choć August domyślał się może uczuć obecnych na turnieju osób, nic dlań zabawniejszém być nie mogło, nad widok téj tłumionéj zazdrości: był to także rodzaj hecy wielce mu upodobanéj.
Po turnieju i strzelaniu do celu, po świetnéj wieczerzy, która już była pożegnalną, gdyż król duński nazajutrz wyjeżdżał do Berlina, a August mu towarzyszył, zagasły światła i hr. Cosel w stroju jaki miała na igrzyskach powróciła do pałacu...
Twarz jéj pałała jeszcze ogniem tryumfu, zapału, ale zarazem gorączki i znużenia; uczuła się słabą i zrzuciwszy z siebie klejnoty, padła na sofę spoczywać.
W pałacu było cicho, dalekie ledwie stąpanie dawało się słyszéć niekiedy w przedpokojach. Ta cisza po wrzawie, okrzykach i muzyce następująca nagle, dziwnie ją usposobiała. Czuła się równie na duszy jak na ciele zmęczoną... Niczém nie usprawiedliwiony w téj chwili smutek ją owładnął.
Wśród tryumfu spotkała parę razy szyderski wzrok Flemminga i ten ją przejął do głębi; była w nim jakby niema groźba, którą ona tylko jedna zrozumiéć mogła. Wyraz jego oczów odbił się na jéj sercu; gniéw i trwoga w nim gościły. Nie miała powodu do obojga, a pozbyć się ich było dla niéj niepodobieństwem.
Napróżno przypomnieniem króla i wszystkich dowodów czci jakie tego dnia doznała, usiłowała ponure rozbić myśli, obłok co na nie zaszedł, wisiał na duszy chmurą czarną. Oczy