Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 216.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mogę — odezwała się Cosel...
— Dla mnie! — odparł August.
Cosel wpatrzyła się w niego i powoli, raczéj przymus i rozwaga niż uczucie wywołały różowy uśmieszek na małe usta...
— Gdybym na ciebie tylko, panie mój wciąż patrzéć mogła, gdybym cię miała zawsze u mojego boku — odezwała się siadając przy nim powoli — byłabym samym śmiechem i jedném weselem; radabym cię nie puścić na krok od siebie, trzymać skutego uściskiem. Niestety, wyrwiesz mi się sam, polecisz w świat, a któż wié jakim powrócisz..?
— Byle nie tak pijanym, jak dziś jestem... — ze śmiechem zimnym odparł August; — wino lubię, ale panowania jego nad sobą nienawidzę...
— A kiedyż pan mój powróci? — spytała Cosel.
— Spytaj... astrologów: ja nie wiém.
Jedziemy do Berlina. To jedno mnie cieszy że Brandeburgi po drezdeńskich fetach wydadzą się bardzo chudo? Będzie nas Fryderyczek bawił żołnierzami, i wygłodzi przy stole. Berlin po Dreźnie! cha! cha! — zawołał król — to mnie niezmiernie cieszy, jadę umyślnie żeby się napawać zwycięztwem... Z góry jestem go pewny.
— A wróć mi tylko W. K. Mość wiernym i stałym! — dodała jedną zawsze myślą zaprzątnięta Cosel.
— Z Berlina? — śmiał się August — tam mi żadne nie grozi niebezpieczeństwo, ani tobie... najcnotliwszy z dworów i najnudniejszy w dodatku.
— A Dessau? — szepnęła Cosel.
Król pokiwał głową. To prawda że była bardzo ładną; lecz gdyby była katoliczką, powinnaby zostać mniszką... Nie rozumiała wcale galanteryi, obrażała się pół-słowem. Nie, ja takich nie lubię.
August sprobował się podniéść i potarł ręką po czole tak nie ostrożnie[1] iż zsunął trefioną perukę nieco; Cosel mu ją poprawiła: począł całować ją w ręce.

— Moja Cosel — dodał — jadę, a mam jednę prośbę do ciebie; pojednałem cię z Flemmingiem, zawrzyjcie pokój wieczny: przestańcie się jeść wzajemnie.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – nieostrożnie.