Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 233.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Był to koniec długiego kilkoletniego szału, z którego ostygli oboje. Lecz w kobiecie zostało przywiązanie, wdzięczność, pamięć, czułość: w królu panowało znużenie. Zamiast się litować jéj smutkowi, rad był uciec od niego; łzy go niecierpliwiły, nudziła boleść, wymówki męczyły.
Cosel nie umiała już być wesołą i trzpiotowatą jak niegdyś, gdy z nim razem dosiadała konia, dojeżdżała jelenia, bawiła się dobijając kordelasem dzikiego zwierza, lub strzelała do tarczy o lepszą.
Wdzięk jéj nie zmienił się wcale, lecz w oczach króla spowszedniała. Cosel miała ten rodzaj najrzadszéj piękności, która się nawet czasowi opiera, któréj ból nie może zetrzéć, wiek nie odejmuje blasku, łzy nie gaszą; lecz dziś ani czarodziejskie oczów wejrzenie, ani uśmiech co do stóp jéj ciągnął, nie miały władzy nad Augustem. Oczy te straciły moc swoją, uśmiech ponętę: kochanka stała się pospolitą kobietą, bo urok nowości i niespodzianki ją opuścił.
Zbyt téż zajmowały Augusta układy polityczne, odzyskanie korony, jednanie sobie zwolenników, zapewnienie sprzymierzeńców, ubezpieczenie na tronie, ażeby mógł myśléć w chwilach spoczynku o czém inném jak o rozrywce.
Przyszła godzina rozstania: Cosel płakała, król pocieszał, zapewniał ją o wydanych Fürstembergowi rozkazach; zaprzysięgał wierność niezłomną i zniknął.
Nigdy hrabina nie uczuła tak mocno samotności jaka ją otoczyła, nigdy się téż ona nie objawiła tak zastraszającą, tak znaczenia pełną jak teraz. Po wyjeździe króla, pałac około którego stały tłumy, przedpokoje w których o miejsce było trudno; wieczory na które się cisnęli wszyscy i mieli za szczęście być przyjętemi, wszystko to stało pustką: Cosel nie miała nikogo.
W dzień przylatywała roztrzepana, złośliwa i gadatliwa Glasenapp, na obiad przychodził poważny Haxthausen. Wśród dnia u progu zjawiło się kilku biedaków z prośbami, którzy zasłyszeli o potędze hrabiny, a nie wiedzieli o jéj zachwianiu.
Nic nie brakło napozór, przecież już tu czuć było ruiną. Pierwszych dni każdy posłaniec przynosił listy królewskie i każdy ją wiózł do niego. Ani się domyślała Cosel że nim wyszły,