Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 238.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wagę wielką w sprawach kraju, ale tam gdzie szło o kobiéty i rozrywki, Vitzthum przodował, król bez niego nie robił nic. Byli z sobą poufali: bez pomocy jego obejść się nie było można.
Generał przystąpił wprost do rzeczy.
— Cosel nam wszystkim dokuczyła, król nawet jest nią znużony: trzeba mu dać inną.
— Jak się wam podoba — odezwał się Vitzthum z ukłonem — wiecie że ja się do tego nie mięszam, ani mu narzucam jego ulubienic, ani go od nich odstręczam. Nie lubię palca kłaść między drzwi: dajcie mi pokój!
— A! to być nie może, wy musicie być z nami! — zawołał Flemming.
Nadchodząca Przebendowska usilnie téż nalegać zaczęła na Vitzthuma.
Nic nie pomogło.
— To nie moja rola, — odparł stanowczo — nie przeszkadzam, ale pomagać nie będę, mówię to stanowczo. Nie mogę wyjść z mojego obyczaju, nie mięszałem się nigdy do intryg, a dziś do nich jestem za stary.
— Jesteś przyjacielem Cosel — dodała Przebendowska.
— Ani przyjacielem jéj ani wrogiem — śmiejąc się rzekł Vitzthum — jestem neutralnym i chcę nim pozostać.
Próżno Flemming zabiegał, pochlebiał, ośmielał: Vitzthum pozostał nie wzruszonym i odszedł nie pokonanym.
Podskarbina znajdowała że się i bez niego obejść potrafi.
Nazajutrz u dworu zbliżyła się do króla, który ją dosyć lubił.
Miała twarz wesołą i figlarną.
— N. Panie, koléj podobno na Polskę?
— Jakto? kochana podskarbino?
— Po Lubomirskiéj Cosel... po Cosel trzeba wybrać kogoś w Warszawie.
— Ale ja hrabinie Annie chcę zostać wiernym.
— W Dreźnie — odpowiedziała podskarbina — ale w Warszawie i gdy jéj nie ma!
Król się uśmiechnął.