Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 2 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest, tak jest — odparł Lehmann, poprawiając czarnéj czapeczki, którą starym obyczajem nosił na głowie — ale siebie nie gubić.
— Myślę, że się to da pogodzić! — odezwał się Zaklika.
— Tak, tak, tylko rozumnie i ostrożnie.
— Cosel uciekać musi — dodał Zaklika.
— Dokąd? — spytał żyd z uśmiechem — chyba za morze... tu sobie panowie wzajemne czyniąc przysługi, oddają zbiegów.
— Sądzę, że o nas się upominać nie będą.
Lehmann głową pokiwał.
— Hrabina — mówił daléj wierny sługa — musi z sobą zabrać co ma, bo co zostanie, wezmą chciwi następcy, jak zabrali pałac, i co w nim było.
Bankier głową znowu dał znak potakujący.
— A czy bezpiecznie uciekając zabiérać z sobą reszty? A gdybyśmy w ręce nieprzyjaciela wpadli?
Chwycił się oburącz Izraelita za głowę.
— Jużto, wierzcie mi — rzekł — radbym hrabinie z duszy dopomódz; znam jéj historyą, znam charakter: była to jedna perła w tém błocie. Winienem ja jéj wiele i pomogę chętnie. Żyd jestem, ale serce mam i uczciwych ludzi szacować umiém; ale posłuchajcie mnie, panie Zakliko: siebie, dzieci i rodziny dla niéj gubić nie mam prawa.
— Ja przecie, gdyby mnie na katownie najsroższe wzięto nie wydam was, ani hrabina, a więcéj nikt, chyba Bóg jeden wiedziéć będzie o waszym dobrym uczynku.
Lehmann rękę mu podał: — Zgoda — rzekł — trzeba żeby was tu u mnie nikt nie widział, ani wchodzącego, ani wychodzącego, bo i za mną jak za wszystkiemi szpiegi chodzą.
— Nie bójcie się o to — dodał Zaklika.
— Co mi dacie, to wam prześlę gdzie będzie trzeba — dodał Izraelita — rzecz jest skończona.
Jeszcze raz sobie dłonie podali.
Lehmann z szafy dobył flaszkę wina i dwa kieliszki: nalał je i siadł.
— Dziękuję wam — odezwał się Zaklika — nie zabawię długo, muszę się jeszcze o wielu rzeczach dowiadywać, wiele przygotować, a czasu mam mało.