Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 2 069.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaklika wziął pod rękę hrabinę i środkiem ulicy ją poprowadził, Cosel miała spuszczoną głowę i kołnierzem zakrytą twarz.
Gdy podchodzili ku grupie żołnierzy, niektórzy z nich zwrócili się ku nim i zdawali patrzéć z uwagą, ale nikt nie zatrzymywał.
Słychać było urywaną rozmowę oficerów, śmiejących się głośno.
— Cóż znowu? czy najdroższy klejnot wykradł kto z miasta?
— Cha! cha.. Szukają owszem Cosel, która swoim zwyczajem pono się na królu publicznie w rynku pomścić miała.
— Cosel! ale téj już na świecie niéma!
— Ho! ho! wróci ona, bo się jéj jeszcze boją.
— Gdy Teschen upadła, nikt o niéj nie myślał; ta jeszcze panią, bo drżą usłyszawszy jéj imię.
Drudzy się śmieli.
Wśród tego gwaru przeszli tłum bez przeszkody, wsunęli się pod ciemne sklepienie, a gdy minęli most na fossie, Cosel lżéj westchnęła: była już napół wolną.
W godzinę potém ciemną nocą toczył się szybko jéj powóz gościńcem ku Prusom, a Zaklika z pistoletami w rękach przy woźnicy, przysłuchiwał się niespokojnie, czy pogoni za sobą nie chwyci uchem.
Cosel szukano jeszcze w Dreźnie i Pillnitz.