Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 2 106.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

papier który masz przy sobie zedrzyj, połknij, ale go nie daj nikomu. Nie niszcz go póty, póki iskierkę będziesz miał nadziei że siebie ocalić i skarb mój ocalić możesz. W ostatniéj godzinie — dodała brwi marszcząc chmurno — zniszcz, niech zginie! jak ja ginę; ale niech oni nie wiedzą o tém, niech jak groźba i postrach wisi nad niemi, niech się lękają odkrycia: niech...
Słów i tchu jéj zabrakło, podała mu rękę, którą Zaklika przyklęknąwszy całował długo i płakał, ale nie wyrzekł i słowa.
Gdy dłoń tę od łez jego mokrą wyrwała Cosel, załamała ręce i zawołała:
— Są jeszcze ludzie i serca...
Zaklika jak pijany, jak nieprzytomny wytoczył się z tego domu, którego drzwi się za nim zamknęły.
Nazajutrz przybywający van Tinen znalazł ją weselszą, spokojniejszą, więcéj zrezygnowaną.
Zdawało mu się że namyśliwszy się może zwróci to przyrzeczenie i że się sama zlituje nad sobą; ale wprędce postrzegł że się mylił tłumacząc tak jéj uspokojenie. Cosel powiedziała mu gdy wchodził:
— Mój panie van Tinen, jakże mi ciebie żal: nie będziesz w łaskach u króla, nie pokocha cię poczciwy mój kuzyn Loewendahl, nie upoi Flemming i nie dostaniesz ani tysiąca talarów! Ja jestem taka uparta, bezrozumna, szalona! nie prawdaż?
— Więc wszystkie moje starania daremne?
— Tak mój kochany panie van Tinen — dodała pierścień z palca zdejmując — żal mi cię niefortunny bogów posłańcze; chciałabym żebyś choć méj dobréj woli miał pamiątkę: przyjm ten pierścień. Świecił on tym szmaragdem lepszym życia mojego godzinom, nie zdał mi się dziś na nic! Przestał być pamiątką miłą, bolał mniej jak rana na ręku. Weźmij go, proszę.
Van Tinen przyjął pierścień w milczeniu. Jeszcze próbował ją skłonić, jeszcze chciał mówić. Cosel się rozśmiała dziko.
— Oszczędź sobie pracy a mnie nudy, mój kochany van Tinen; wiem co do słowa co mi powiedziéć możesz, ale słowa te odbite od mojego uporu próżne się toczą po ziemi. A! dosyć tego już, dosyć, kiedy się spełni przeznaczenie.