Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 2 107.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeszcze raz na wyjezdném przyszedł ów poseł z dosyć smutną twarzą, ale już ani nagląc ani namawiając. Cosel zdziwioną była jego powrotem.
— Żal mi pani — rzekł — tak serdecznie mi żal pani; nie mogę przewidziéć jaki los ją spotka: lecz...
— Wiém że zawsze być musi smutnym dla mnie — odezwała się Cosel — ale to bynajmniéj mojego postanowienia nie zmienia. Królewskiéj ręki przyrzeczenia danego mi nie zwrócę. Wolno mu było dać to uroczyste poręczenie lub nie, lecz je cofnąć, królowi? słowo? dane kobiecie!! oszukać ją! Ja tego nawet przypuścić nie mogę. Nie, taki Flemming lub podły Löwendahl może bez wiedzy króla chciéć je wyzyskać, aby mu je rzucić pod nogi i kazać sobie zapłacić za nie; król tego żądać odemnie nie może. To nie jego wola! Odwróciła się i wyszła. Tegoż dnia van Tinen odjechał.
Dziwne uczucie wiózł z sobą: pierwszy raz wysłany spełniał swój obowiązek z zimną krwią i obojętnością dyplomaty, powoli stałość téj kobiéty, męztwo, wytrwanie, charakter jéj robiły na nim wrażenie coraz większe, tak że zachwiał się, zawstydził roli którą grał; litość, wstyd ogarnęły nim: czuł się upokorzonym.
Wracał gniéwając się więcéj na tych co go posłali, niż na tę nieszczęśliwą, co go odprawiła z takiém niezachwianém męztwem w obronie honoru.
Przybywszy do Drezna, van Tinen czas miał spocząć; dwór cały gotował się znowu na wielką uroczystość, która się miała nazajutrz odbyć w Moritzburgu: nie wezwano go więc aby się stawił, bo wszyscy czém inném byli zajęci, a on sam wcale się z raportem z podróży nie spieszył. Rad był że w ten sposób przedłuży przynajmniéj niepewność co do losu Cosel, który przewidywał gorszym jeszcze niż był obecny.
Moritzburg właśnie od niedawna, wśród lasów opodal otaczających Drezno, na wspaniałym stawie wzniesiony był dla spoczynku po łowach. Prześlicznie wśród głuchych ostępów i gęstych ścian starodrzewu wydawał się ten zameczek ze swemi wieżyczkami. Całe ówczesne towarzystwo przy królu bawiące zaproszone było na tę gospodę narodów czterech części świata. Mnóstwo cudzoziemców, a z dawnych króla przyja-