Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 2 121.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Hej, mości panie! jakże mam nazywać? czy mój dom bierzecie za gospodę?
Zaklika się odwrócił, trefniś go poznał.
— Co się to z was zrobiło, mości Unglücku? — zawołał — wyglądasz jakbyś się ożenił? Hę?
— Powracam z podróży?
— Katolik! prawda? to chyba z czyśca?
— Włóczyłem się po świecie — odparł Zaklika — cóż się tu u was dzieje?
— Co? chcesz żebym ja ci historyografem był tego co na wołowéj skórze nie spisać? — rozśmiał się Fröhlich[1] — Co się u nas dzieje? dobryś! Spytaj co się u nas nie dzieje?
Chwycił się za głowę.
— Nie wiécie co się z moją dawną panią stało? — zapytał Zaklika...
— Ani nawet kto była twoja dawna pani?
— Hrabina Cosel.
Fröhlich obejrzał się i palec położył na ustach.
— Cyt! na Boga! któż to imie wspomina? przy królu tego imienia wymówić nie można. Śmiać się niéma z czego, a ty wiész że ja śmiechem żyję i pewnie umrę ze śmiechu[2].
— Ale powiédzże mi choć co się z nią stało.
— Jakto? ty nic nie wiész? gdzieżeś był?
— Daleko...
— Myślę że i daleko o tém mówić muszą. Ta w któréj niewoli był pan nasz lat ośm, jest pono w niewoli u niego... i potrwa dłużéj jéj niewola niż panowanie trwało.
— A gdzież jest? — zapytał Zaklika.

— Mówią że siedzi gdzieś na zamku w Nossen, ale dla niéj pewnie co paradniejszego zbudują — rozśmiał się Fröhlich z nałogu a smutnie. Nie! nie! niechciałbym być kobiétą. Prawdę rzekłszy i mężczyzną być nie dobrze... a ci śpiewacy włoscy co są nijakiego rodzaju, mówią że im téż na świecie niekoniecznie wyśmienicie — paplał Fröhlich — gdybym miał do wyboru, chciałbym być... osłem. Mięsa oślego nie jedzą, skóra gruba od kija broni, a gdy długouchy aryę śpiewa, wszyscy

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.
  2. Fröhlich istotnie ze śmiechu umarł w Warszawie, zob. Dr. Vehse.