Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 2 157.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zamek. A było w nim istotnie co oglądać, w siedmiowierzchniéj wieży, w podziemnych galeryach i gankach.
Zaklika wszystko do jednego odnosząc celu, starał się już obmyślać środki ucieczki. I nie było pono innego nad wyjście podziemiami z wieży o siedmiu wierzchach do kapitulnéj, a z kapitulnéj do kaplicy, od któréj zapomniany korytarzyk wiódł niewygodną ciasną szyją na zewnątrz w stronę miasta.
Zaklika udawał, że go te gotyckie, starożytne szczątki wielce zajmują, aby się obeznać z niemi. Cały plan już snuł mu się po głowie: hrabina nocą przebrana po męzku, mogła znijść ze wschodów i przemknąć się na wewnętrzne podwórze. Tu nie chodziły straże, można było łatwo w cieniu nocy i murów dostać się do drzwiczek podziemia. W miasteczku nietrudno było o parę koni, a granica cesarska pod bokiem.
Myśli te zwijały mu się po głowie, a Wehlen milczenie jego brał w inném wcale znaczeniu.
— Prawda — rzekł z lekkomyślnością młodzieńczą — wam się to wydaje straszném, zamurowaném, nieprzebytém. Wszedłszy w te lochy zimno się robi nietylko od powietrza, ale od myśli, że to ludzie na umęczenie ludzi sobie podobnych budowali, że się kopali, jak krety w téj górze, aby w niéj ukryć występek lub zdradę, a jednak, wierz mi kapitanie, pomimo tych murów, co otaczają nas i tych wież, i bram, i jam, i straży, łatwiéj ztąd wyjść i wnijść, niżeli się zdaje.
Zaklika zamilkł.
W kilka dni potém znalazł już sposób dostania się do pokoju hrabinéj Cosel, nie obudzając podejrzenia. Szło mu bowiem o to wiele, ażeby go na siebie nie ściągnął. Hrabina, milcząc, podała mu rękę do pocałowania.
— Długo, nadto długo — rzekła chmurno — kazałeś mi na siebie czekać.
— Środka nie miałem — odparł Zaklika — kto ostatek waży, jak ja, ten musi być oględnym. Nie o mnie mi szło, ani o życie moje; lecz o to, że po mnie, gdybym się nieroztropnie rzucił i zawiódł, nie będzie może nikogo.
Hrabina zamyśliła się.
— Miałeś słuszność — odpowiedziała — ciebie, jako najwierniejszego sługę, muszę zachować na ostatek! Synowiec komendanta najprzód być może użyty.