Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 2 161.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż? pali się? — porywając się z krzesła krzyknął Wehlen...
— Nie, ale pański synowiec ucieka w téj chwili z hrabiną Cosel z zamku, ha! ha!
Stary komendant rzucił się jak szalony, ku drzwiom.
— I! nie ma się czego obawiać — rozśmiał się dziko Wurm — ja na to dawno czekałem, czatowałem: wiedziałem że to nie minie i nagroda nie minie.
— Co za kłamstwo bezecne! — zawołał komendant — jak śmiész...
— Ja spełniam mój obowiązek — zimno rzekł Wurm — w téj chwili żołnierze ich trzymają w ganku za kaplicą i kapitan Henryk co mnie po pyskach trzepał gdy zły był, głowę da!
Z wyrazem piekielnéj zemsty uśmiechnął się wachmistrz... Komendant drżał chwytając to za broń, to za klucze i niewiedząc co ma począć. Trwoga o los synowca, do którego był przywiązany, do szału go doprowadzała.
— Kapitanie Zakliko! — zawołał — ratuj mnie, ratuj jego!
— Niéma tu co ratować — odparł wachmistrz — jutro całe miasto się dowié i król i dwór, nadto ludzi tę sprawę widziało. O! ja to dobrze urządziłem. Zemściłem się ja, a jak wy na mnie za niego się zemścić zechcecie, no, tom i ja na to gotów.
Mówili jeszcze gdy hałas w podwórzu od podziemia wieży o siedmiu wierzchach dał się słyszéć. Żołnierze z wrzawą prowadzili pochwyconych więźniów, hrabinę która szła przodem niema i blada i Henryka związanego, bo pistoletem jednę był sobie zadał ranę i życieby pewnie sobie odebrał, gdyby mu rąk nie skrępowali żołnierze.
Cosel z wściekłą rozpaczą biegła nie oglądając się na wieżę. Henryk stał... Stary zbliżył się doń łamiąc ręce i włosy sobie szarpiąc z głowy. Za nim szedł Zaklika z litością w sercu dla biédnego chłopaka, który tak nieopatrznie wpadł w zasadzkę. Nikt się nie oglądał nawet na Wurma, który szydersko się prześmiewając tryumfował.
Stryj był zmuszony w téj chwili synowca osadzić w więzieniu i z raportem wysłać do Drezna. Napisać go nie mógł stary żołnierz, drżał i łzy mu ciekły z oczów; zawołał zwykle