Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 2 165.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

To była pierwsza próba hrabinéj Cosel, uwolnienia się z narzuconych jéj więzów. Płakała po biednym, młodym zapaleńcu, który dał za nią życie, ale zarazem nad sobą. Słudze kazała się dowiedziéć, gdzie pochowano Henryka i zanieść na jego grób wszystkie ścięte w ogródku kwiaty. Po tym wypadku, zmieniło się niemal wszystko we Stolpen. Po Wehlenie komendę objął surowszy od niego, ale mniéj zdolny Bierling, człowiek namiętny, gwałtowny, samowolny, dumny, mający wszystkie wady starego żołdaka, któremu się wiodło lepiéj, niż zasłużył. Świeży wypadek, zrazu niezmierną surowość wywołał. Hrabinie z wieży krokiem ruszyć się nie pozwolono, zmieniono dawną straż i Zaklice kazano powrócić do swego pułku.
Korzystając z upojenia komendanta, który co wieczora, po odebraniu kluczy, bezprzytomny padał na łoże, Zaklika nim odjechał, poszedł pożegnać panią Cosel.
Znalazł ją nawpół obłąkaną i we łzach, mówić nawet nie mogła.
— Jakto? już i ty mnie opuszczasz? ty? ze strachu? — zawołała z oburzeniem.
— Ja, nie z własnéj woli ztąd idę, odezwał się Zaklika cicho. Kazano mi wracać do pułku — muszę. Odchodzę dlatego tylko, ażebym lepiéj mógł służyć.
— A ja! mam tu wieki czekać — płacząc wołała Cosel... umierać powoli.
— Rozkazuj pani — dodał Rajmund smutnie — zrobię co każesz, nic mnie to nie będzie kosztować.
Po chwili namysłu, Cosel wstała z suchemi oczyma.