Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 2 185.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zami ludność z chat powypędzaną do sypania bateryi naprędce. Płacz, krzyki i głośno wydawane rozkazy rozlegały się dokoła. Konni krzyżowali się na drogach, wszyscy potracili głowy.
Jedną bateryę już sypać zaczynano w zwierzyńcu przy tak zwanéj Röhrpforte, drugą na Hanewaldzie, w ogródku skarbowym (Amts-Frohns Gärtehen)...
Gdy Zaklika do bram przypadł na rozcież otwartych, w zamku wszystko było na nogach. Czyszczono, zamiatano, znoszono gruzy, komendant chrypł od wołania, oficerowie nie wiedzieli od czego poczynać. Około wieży św. Jana cała służba żeńska i męzka hrabinéj Cosel, stała w najdziwniéj ponarzucanych ubraniach, tak jak się ze snu zerwała sądząc że na zamku się pali. Stali w osłupieniu, pytając jedni drugich, nie wiedząc co się stało i co przygotowywać mogło. W otwartém oknie blada pokazała się Cosel, Zaklika wbiegł po wschodach pół żywy załamując ręce.
Spotkała go w progu Cosel z zaciśniętemi ustami, cała drżąca.
— Król! — zawołała — król! a! rozumiem!
— Król do mnie przybywa...
— Pani — przerwał Zaklika — król przybywa kul swoich dział na słupach u góry probować.
Cosel się rozśmiała.
— Prosty! naiwny człowieku! — zawołała — i ty w to wierzysz? Ja śniłam o nim od tygodnia. Duch mój błądził nad nim i pociągnął go ku sobie. Szukał pozoru... Chce mnie widzieć. On wié że ja go kocham, że mu przebaczę. On jest wolnym, on chce mnie poślubić jak dał słowo. Niech mnie ubiorą jak do ślubu, jak na największą uroczystość. Chcę być piękną! Chcę mu przypomniéć tę Annę, przed którą klękał...
— Król! — powtórzyła z zachwytem — mój król! mój pan!
I uderzyła w dłonie.
Zaklika ze spuszczoną głową, osłupiały, stał niemy.
— Wołaj sługi moje — dodała — niech przyjdzie Lina, niech dobędzie z kufrów suknie.
I rozpuszczone włosy czarne, które jéj na białą szyję spadały, ująwszy w dłonie, biegała po ciasnéj izdebce.