Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 2 189.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

drzwiach, pełnego łaskawości i litości. Długo trwało potém milczenie złowrogie... i strzał się rozległ... strzał i krzyk. Cosel upadła na ziemię. Nagle porwała się jak wściekła, rozjuszona, z rozrzuconemi upadkiem włosami i pobiegła do stolika.
Ręce dygoczące ze wzruszenia odmawiały jéj prawie posługi; odsunęła szuflady, rozwinęła jedwabne chusty, dobyła pistolet, który ją nigdy nie opuszczał i ukryła go w szerokim sukni rękawie.
Jak obłąkana przybiegła do okna najbliższego, rozglądając się w prawo i w lewo. Z téj strony słychać było trzaskające strzały i skały gruchotane, których odłamy dolatywały do okna. Cosel wyprostowała się, oczy jéj pałały ogniem, ręce drżały, pierś się podnosiła gwałtownie. Czekała.
Za każdym strzałem chwytała się za głowę i serce, jakby niewierząc uszom, nieufając oczom. Śmiech dziki błąkał się po ustach, a łzy napełniały powieki.
Za czwartym strzałem ucichło.
I długo było cicho; Cosel się nie ruszała z miejsca, w prawéj ręce trzymając i cisnąc pistolet.
Już prawie znużona tém oczekiwaniem paść miała, gdy na drodze pod oknem tentent konia dał się słyszeć. Cosel wysunęła się do pół... patrzała.
To był on! on! August! Jechał sam pędząc konia drożyną pod murami.
Krzyknęła: podniósł głowę, stanął i rękę przyłożywszy do kapelusza, niemy, blady, stał rwąc konia, który mu się wyrywał.
Hrabina wychyliła się ku niemu z okna jakby się rzucić chciała.
— Królu! panie! litości!
August nie odpowiedział, Cosel się uśmiechnęła.
— Litości od ciebie się spodziewać! okrutniku nikczemny, ty co słowa łamiesz i karzesz za nie tych co się o nie upominają! Litości! od ciebie? Co dla ciebie ludzkie życie, czém serce ludzkie dla ciebie? Cosel niewolnica gardzi tobą, brzydzi się, przeklina. Ciebie i pokolenie twe, i kraj i imię.
Giń nikczemny!
W téj chwili dobyła pistoletu i... strzeliła do króla.