Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 050.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Śmiała jest. Ufam że jej to ani głowy zawrócić, ani popsuć nie może.
— Dałby Bóg — westchnął Litwin. — Tembardziej w tej chwili szkodaby było ją stryjowi dawać na kresy, gdy tu miłości waszej potrzebna.
Królewna przeszła się zamyślona parę razy po komnacie i odprawiła Talwosza.
— Mój Talwoszu, a dowiedz ty mi się o tego Zagłobę, zkąd on się tu wziął! Co za jeden? Może go kto zna!
Nie chciałabym Dosi dać nie wiedzieć komu, na przepadłe imię, na koniec świata.
Tego tylko było potrzeba Talwoszowi, który zaraz nazajutrz puścił się na zwiady.
Wiemy, że miał w tem niepospolitą biegłość i tropić, co się kryło, umiał i lubił. Tu jednak rozbił się, jak o mur, o owego Zagłobę. Żywa dusza nie znała tego człowieka, a ów zdala śledzony nadto dobrze zdawał się obeznany z Krakowem i tutejszemi stosunkami, jak na człowieka, co dopiero z kresów przybywał.
Nie dając mu się poznać, przypiął się do niego Talwosz, zagadując go o Podole, o Ukrainę, o kresy, o napady tatarskie, bo to wszystko musiał szlachcic najlepiej znać, gdy z tamtych stron przybywał.
Tymczasem Zagłoba, jakby mu gębę zama-