Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 070.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wodą i biskup płocki, ale d’Entragues przywoził tak upragnione z Francyi nowiny — nic nie mogło równoważyć się z niemi.
Pibrak pobiegł przepraszać, składając się listami od matki i panowie senatorowie raz jeszcze z niczem odejść musieli.
D’Entragues nie miał nawet czasu zrzucić butów, w których podróż konno, pośpiesznie odbywał, wprowadzono go do gabinetu, którego drzwi natychmiast na rygiel spuszczone zostały.
Gdy się znaleźli sami, Henryk zrzucając z ramion płaszczyk i kapelusz z głowy, westchnął głęboko.
— A! przyjacielu! — zawołał ręce łamiąc — kiedyż ja z tej niewoli babilońskiej wyswobodzonym zostanę? Nie wiesz, na szczęście twe, co to jest siedzieć tu na ciężkiej pokucie w kraju niedźwiedzi, piwa i szabel krzywych, gdzie ludzie się po całych dniach kłócą, godzą, zabijają, a kłótnie i zgodę zapijają beczkami tego narodowego napoju.
Wzdrygnął się.
— D’Entragues, co ty mi przywozisz? matka? król? d’Alençon? co się u was dzieje?
D’Entragues dobywał listy.
— Dowiecie się trochę z tego, co pisze królowa, chociaż poleciła mi, abym to dopełnił tem co mi ustnie zwierzyła... król coraz jest gorzej.
Henryk spojrzał bystro.