Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 084.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

maja do Krakowa, panna się tam pokazać nie możesz, cóż zrobisz z sobą?
Zagłobianka obojętnie ramionami potrząsnęła.
— Jak gdyby w tym dużym Krakowie — rzekła — albo na przedmieściach nie było dla mnie kąta? Skryję się gdzieś od ludzkich oczów.
— A cóż to będzie za życie? — spytał Litwin.
— Spytaj jakie ono teraz jest? — przerwała mu Dosia, której mowa, słowa, dźwięk głosu powiadały, że wcale szczęśliwą nie była.
Obejrzała się po nocnem niebie, na którem jasne gwiazdy świeciły. Chłodna, spokojna noc wiosenna ciszą jakąś niezupełną świat do snu kołysała. Zdala słyszeć było rzechotanie żab, jakieś szelesty tajemnicze lasu, jakieś szeptanie wiatru i stłumione szczebiotanie ptasząt.
Dosia objęła oczyma widnokrąg, podała rękę Talwoszowi.
— Bądź zdrów! — szepnęła niewyraźnym głosem. — Nie myśl o mnie.
— I pobiegła nazad ku zamkowi.



Wiedziano bardzo dobrze w Krakowie, co się w Niepołomicach działo, codzień prawie ktoś