Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Choroba się wzmagała i przybierała groźny charakter.
We dnie zabawiał się jak mógł chory, ale noce były straszne. Przychodziła gorączka a z nią krwawe obrazy mordu, rzezi, zabójstw... jakby wspomnienie tej nocy, której wieki zapomnieć nie miały.
Widma wszystkich poległych w tym boju nierównym z admirałem Coligny na czele, cisnęły się do łoża, oblegały je, groziły mu, domagały się zemsty.
Mówiono, że Karol naówczas potniał a łoże jego pot ten krwią broczył. Przelana krew nieprzyjaciół mściła się na zbolałym.
We dnie wszystko to wydawało mu się jakby snem, który już nie miał powrócić, a ciemności nocy niosły z sobą znowu te same męczarnie i tych samych upiorów.
Codzień Karol podnosił się słabszym, piersi męczyły się oddychaniem... Kaszel je rozrywał. Matka przychodziła z politowaniem i użaleniem do łoża syna, który w jej oczach czytał nie miłość ku sobie, ale jakby niecierpliwość końca.
Pilnowano d’Alençona... do chorego nikt, oprócz wybranych, zbliżyć się nie miał prawa. Czekano już tylko na tę godzinę, która miała lada dzień uderzyć i być ostatnią.
Przerażające te doniesienia przyjacioł swoich, pozostałych w Paryżu, król czytał z twarzą roz-